Rządzący tłumacząc się ze swoich często kontrowersyjnych decyzji powołują się na wybór suwerena, czyli na naród, który w wyborach zadecydował o ich zwycięstwie. Zacznijmy od tego, że jeśli chodzi o wygraną w demokratycznych wyborach i do prawo samodzielnych rządów „biało-czerwonej drużyny” to nikt tego nie podważa. Dla wszystkich niedowiarków – jeśli tacy jeszcze są – powtórzmy: tak, PiS zdobywając ponad 5,5 mln głosów wygrało wybory parlamentarne i uzyskało tytuł do rządzenia. Jednak czy może powoływać się na wybór suwerena w każdej – nawet wzbudzającej wielkie wątpliwości kwestii? Tutaj sprawa jest dyskusyjna.
Przede wszystkim wątpliwa jest już sama figura suwerena – narodu. Przecież naród nie jest jednolity i rządzący powinni sprawować władzę w imieniu wszystkich obywateli, a nie tylko w imieniu tych niecałych 20%, którzy na nich zagłosowali. Ale sprawa suwerenności jest dyskusyjna jeszcze w kilku innych punktach.
- Po pierwsze, suwerenem powinno być także prawo (konstytucja), przecież jest tworem narodu (obywateli). Wynika z tego jasno: rząd nie tylko ma spełniać wolę suwerena, ale musi to robić w zgodzie z prawem.
- Po drugie, poprzez podpisanie przez Polskę Powszechnej deklaracji praw człowieka – suwerenem stał się człowiek, który wcale nie musi być częścią narodu. Tutaj natychmiast pojawia się pytanie: czy ewentualny całkowity zakaz aborcji jest w zgodny z ideą praw człowieka?
- Po trzecie, jako członek UE albo – trzymając się języka polityki suwerennej – jako członkowie narodu europejskiego, mamy prawo wybierać swoich przedstawicieli do Parlamentu Europejskiego. Jeśli tak, to warto stosować się do rezolucji przegłosowanych przez tą izbę powołaną przez suwerena.
- Po czwarte, suweren nie jest jednolity i scentralizowany. Tutaj dwa najgłośniejsze przykłady. Kto jest suwerenem dla telewizji publicznej (bo z tego, co pamiętam narodową telewizję ma powołać dopiero „duża ustawa medialna”)? Oczywiście – widzowie, którzy coraz rzadziej oglądają TVP (czego przykładem jest spadek oglądalności Wiadomości po „dobrej zmianie”). Druga, jeszcze bardziej kuriozalna sprawa: kto jest suwerenem dla stadniny koni? Kolejna prosta odpowiedź: konie i ich właściciele. Czy w tych dwóch przypadkach działa się dla dobra suwerena? Bardzo wątpliwe. Masowo odchodzący od oglądania Wiadomości widzowie i umierające w stadninie konie są dobrym przykładem.
Muszę przyznać, że od początku nie podobało mi się powoływanie na suwerena. Jednak jak ktoś chce to robić – to jego sprawa, tylko niech będzie konsekwentny. Niech sprawuje władzę dla dobra suwerena, a nie tylko dla tej jego części, która poparła go w wyborach. Może przed gabinetem polityków (nie używam formy żeńskiej, bo nawet kobiety z partii rządzącej tego nie lubią) warto postawić znak drogowy – „Uwaga! Suweren.”